12 lekcji które pozwoliły mi być ultra produktywnym i lepiej zarządzać swoimi priorytetami

31 maja 2021 Maciej Filipkowski

Czeeesć!

Dawno nic nie było na blogu ZSŻ, jakoś nie mogłem się zebrać do pisania, tyle się dzieje. Chyba słowo mówione jest mi bliższe. ?

Dzisiaj chciałem się z Wami podzielić dość niesamowitym tekstem Michała Guzowskiego, który powstał po prezentacji Michała na Master Mindzie ZSŻ.  Michał jest członkiem Master Mindów ZSŻ od samego początku. Nauczyliśmy się rozmawiać ze sobą w samym środku pierwszego lockdownu i jakoś wirtualne rozmowy przez zooma nie przeszkodziły nam w zbudowaniu niesamowitej społeczności i bardzo bliskich sobie grup przedsiębiorczych ludzi.  Na jednym ze spotkań Michał zrobił bardzo głęboką prezentację o swojej transformacji i dorastaniu. Wszystkich nas wmurowało i słuchaliśmy w bezdechu. Szczera, do bólu prawdziwa opowieść młodego przedsiębiorcy, męża, ojca, mężczyzny.

Zaraz po zakończeniu MasterMinda ZSŻ zapytałem Michała czy nie chciałby tego zapisać i czy mógłbym opublikować ten tekst dla Was na tym blogu. Michał napisał tekst bardzo szybko jednak trochę to trwało bo śmierć mojego ojca totalnie odebrała mi chęć tworzenia i nie byłem w stanie przeczytać jego tekstu przez kilka miesięcy. Na szczęście Michał jest bardzo cierpliwym człowiekiem. ?

Przed Wami perspektywa młodego człowieka, który swoim doświadczeniami i przemyśleniami dzieli się bez cenzury. Warto spojrzeć w ten tekst z otwartą głową i nie oceniając wejść w dyskusje. Zdjęcie to ja mniej więcej w wieku Michała, czasy były inne – lekcje podobne.

Poniżej tekst Michała bez edycji i upiększeń. Daj znać w komentarzu pod tekstem co najbardziej w Tobie rezonuje po jego przeczytaniu.

„Michał, opublikujesz tę historię na moim blogu?” – zapytał Maciej
„Em… Wow…” – byłem zszokowany tą propozycją – „…jasne… oczywiście… z przyjemnością” – odpowiedziałem po chwili.
Było to dla mnie ogromne wyróżnienie. Po pierwsze, bo propozycję złożył mi nie kto inny jak Maciej Filipkowski. Propozycja pojawiła się na jednym ze spotkań Mastermind organizowanej obok audycji Zaprojektuj Swoje Życie. Temat został demokratycznie wybrany przez wszystkich członków grupy – i to jest po drugie.
W tym miejscu serdeczne podziękowania dla Macieja jak i całej grupy do której należę – za odwagę, wsparcie i otuchę.
A teraz do rzeczy.

Michał Guzowski

Wstęp

Skoro piszę taki tekst, to jak myślisz – jestem tak produktywny, że mogę się lenić całymi dniami czy raczej jestem w biegu 24/7? Pewnie obie opcje były do uzasadnienia, ale w moim przypadku ta druga jest prawdziwa – jestem “aktywnościoholikiem”.

„Chyba pracoholikiem” – pomyślisz.

Jednak moje życie w ciągłym, nieustającym biegu, nie postrzegam jako pracę. Ja to robię, bo lubię. Nie muszę, a robię. Ciągła pogoń za króliczkiem, nieustający wysiłek, ciągłe przemyślenia. Kolejne pomysły, projekty, gonitwa myśli i … niedosyt. Ale taki dobry. Nie ten, który wywołuje frustracje a ten który ekscytuje. Ten, który każdego ranka zrywa Cię z łóżka na równe nogi na myśl, że jeszcze tyle jest do zrobienia, tyle wiedzy do zdobycia, tyle osób do poznania!

„Michał, skąd Ty masz energię tyle działać? Kiedy Ty śpisz?!”

A śpię! Oczywiście, że śpię! Czasem jednak zastanawiam się dlaczego innych to dziwi: przecież doba każdego trwa tyle samo co moja. I pewnie śpimy podobnie. To o co chodzi?

Ktoś odpowie: “No tak, ale ja nie pracuję tyle co Ty. Ja po 8h pracy muszę odpocząć.”

[Ja] – Tak? A w jaki sposób?

[Ktoś] – no np grając w gry, oglądając telewizję, surfując na internecie…

[Ja] – a gdyby TO była Twoja praca?

[Ktoś] – nie rozumiem…

[Ja] – no gdybyś pracował oglądając telewizję, to jakbyś odpoczywał?

[Ktoś] – nie wiem…robiąc coś innego….

[Ja] – Na przykład?

[Ktoś] – kopiąc ogródek

[Ja] – A gdyby to też była Twoja praca?

[Ktoś] – …nie rozumiem do czego zmierzasz…

[Ja] – Moja efektywność polega na tym, że ja nie pracuję. Ja robię to, co lubię. Bawię się 24/7. Pamiętasz to uczucie, gdy jako dziecko nie chciałeś iść spać, bo musiałeś przestać się bawić? A potem w łóżku kręciłeś się z boku na bok, bo nie mogłeś się doczekać następnego dnia? Mam tak samo.

[Ktoś] – Rozumiem…nie jestem w stanie pracować więcej od kogoś, kto nie czuje, że pracuje.

[Ja] – Bingo

[Ktoś] – Zazdroszczę…

[Ja] – Niepotrzebnie. Ta zdolność jest dla nas naturalna. Tylko w trakcie dorastania, przez różne problemy i wyzwania jakie napotykaliśmy na drodze, zatraciliśmy kontakt ze sobą. Ja zatraciłem ten kontakt. W natłoku zadań, obowiązków, “trzeba” i “muszę”, a także strachu przed porażką żyłem nie swoim życiem. Żyłem oczekiwaniami innych, realizowałem cudze cele i ambicje. Poszedłem na studia, bo każdy kto chciał w życiu coś osiągnąć szedł na studia. Wiadomo jakie studia – informatyczne, bo po informatyce będzie praca. I wiadomo – musi być magister, bo bez magistra to dupa, a nie programista. No i potem praca w zawodzie. Najpierw jako junior, potem regular i senior. I nie dlatego, że chciałem być seniorem – chciałem być team leaderem albo managerem. Ale dałem sobie wmówić, że droga do tych stanowisk wiedzie przez seniora. Bo nikt nie będzie słuchał juniora. Tak jakby nazwa stanowiska była definicją mnie. Co za bzdura.

Anyway – w moim przypadku wiodłem sobie taki szary żywot do 27. roku życia. Bite 8-10h pracy, a po pracy granie w gry komputerowe. Czasem spotkania z dziewczyną (obecnie żoną). Czasem spotkania ze znajomymi. Na wódkę. Wiadomo. I nie to, że weekendami byłem jakimś pozytywnym typem – sztywno trzymałem się swoich zasad: być z boku i patrzyć na innych z zawiścią. Byłem tym chłopakiem z Twojej klasy licealnej, co z każdym się kłócił i na wszystko mądrzył, chociaż nie miał żadnej wiedzy. I ten roszczeniowy stosunek do świata: “bo mi się należy; bo jak jemu wyszło to mi tym bardziej powinno”. Co za bzdura.

Na szczęście wydarzyła się w moim życiu pewna tragedia związana z bliską mi osobą – nie będę tutaj jej opisywał w szczegółach. Na teraz wystarczy wiedzieć, że popełniłem błąd, który uszedł mi płazem, ale w związku z nim postanowiłem pójść na psychoterapię (behawioralno-poznawczą). Na terapii uświadomiłem sobie, że wspomniana sytuacja była efektem mojego braku satysfakcji z życia. Wiedziałem więc, co muszę zrobić. Ale jak to zrobić? Jak do cholery znaleźć satysfakcję w życiu? Jak czuć euforię na każdy nadchodzący dzień, kiedy na tamtą chwilę miewałem nieraz bóle brzucha na myśl o wstaniu do pracy, miałem dyskomfort przy wykonywaniu nawet prostych czynności jak telefon po pizzę oraz byłem bliższy nienawiści do siebie aniżeli akceptacji, a co dopiero samouwielbienia.

W tym momencie powinieneś już się domyślić, że w tym tekście raczej nie dowiesz się o nowych technikach (typu Inbox 0, GTD, SMART) i/lub narzędziach (listy todo, macierze Eisenhowera, mapy myśli). Dla mnie te elementy produktywności są wtórne. Dla mnie produktywność zaczyna się dużo wcześniej. Zaczyna i kończy się na motywacji. Bo gdy człowiek chce, to znajdzie sposób. I jak będzie trzeba, to sam na poczekaniu wymyśli swoje techniki i narzędzia.

W tym tekście znajdziesz moje 12 sposobów dzięki którym zachowuję wysoką produktywność, stale utrzymuję się na wysokich obrotach bez uczucia zmęczenia. Nie sabotuję swojej motywacji i nie karmię swoich demonów. Wręcz przeciwnie – robię wszystko żeby tego napędu nie stracić. Te 12 rzeczy odkryłem metodą prób i błędów, i choć działają u mnie, to nie muszą u Ciebie. Wydaje mi się jednak, że są dość uniwersalne.

Gotowy? To jedziemy.

Lekcja #1: Czy wiesz po co robisz, to co robisz?

Układanie priorytetów pozwala lepiej skupić się na tym, co ważne. Dzięki właściwym priorytetom, gdy pojawia się nowe zadanie, to jesteśmy w stanie zdecydować, czy zajmujemy się nim teraz, czy później. I jak już zostało powiedziane: to co będziemy priorytetyzować, to zadania, zgadza się? Tylko po co my właściwie realizujemy te zadania? Czemu one służą? Najpewniej chodzi o osiągnięcie jakiegoś większego celu. Świetnie, idźmy dalej. PO CO jest ten cel? DLACZEGO chcesz go osiągnąć? DLACZEGO akurat taki, a nie inny? Najpewniej dlatego, że ten cel realizuje Twoje WARTOŚCI, coś, na czym Ci zależy.

Wartości -> Cele -> Zadania -> Priorytety

Jak pisał Victor Frankl: “sukcesu, szczęścia nie da się dogonić. Musi się on wyłonić jako niezamierzony efekt naszego działania. Szczęście pojawia się wtedy, gdy oddajemy się celowi większemu niż my sami”.

Wtórował mu Frederic Laloux: “wiele tradycji i mądrości potwierdza, że kiedy działamy w głębokiej uczciwości i odpowiadamy pozytywnie na odczuwane w nas powołanie, wszechświat robi wszystko by nam pomóc”.

Jeśli więc nie znasz swoich wartości, to najprawdopodobniej realizujesz czyjeś.

Jeśli znasz swoje wartości, to priorytety nie są dla Ciebie problemem. Robisz te zadania, które realizują lub otwierają przestrzeń do pracy z maksymalną liczbą Twoich wartości. Jeśli jakieś zadania realizują tyle samo wartości, to nie ma znaczenia, które zrobisz pierwsze. W ten sposób przestajesz się męczyć w pracy i zaczynasz być megaefektywny, systematyczny i skupiony. A skoro już jesteśmy przy skupieniu, to ważnym czynnikiem jest nie rozpraszanie się myśleniem o przeszłości („Gdybym w dzieciństwie miał …”) lub porównywaniem („Gdybym też mógł sobie pozwolić na…”). Tutaj bardzo przydaje się świadomość żeby…

Lekcja #2: Graj kartami, jakie masz

W brydżu, mówi się, że nie ma złej “ręki”, jest tylko zły partner. Z każdą “ręką”, nawet taką z wieloma “blotkami”, można ugrać partie, jeśli mamy dobrego partnera (i oczywiście umiemy grać w brydża).

Czy w życiu jest inaczej? Rodzisz się i otrzymujesz od losu jakieś karty do swojej “ręki”. Czasami gorsze, czasami lepsze. Nie mamy na to wpływu. Z czasem jak dojrzewasz, dochodzą Ci nowe karty do ręki. Czasem lepsze czasem gorsze. I tutaj też nie zawsze mamy wpływ co otrzymamy od losu. To na co mamy jednak wpływ, to działać i robić swoje. Jakiekolwiek kręcenie nosem czy narzekanie NICZEGO nie zmieni. Karty już dostałeś. Możesz marudzić i stracić czas, ale możesz też wziąć głęboki oddech i zagrać najlepszą partię w swoim życiu. “Sukces w życiu osiąga się pomimo przeszkód”. Nie mamy wpływu na to co już się wydarzyło. Mamy za to wpływ jak będziemy się zachowywać. Czy skupimy się na przeszłości czy skupimy na przyszłości, na tym by jak najlepiej rozegrać partię. Mamy też wpływ z kim będziemy się “partnerować” do poszczególnych gier.

A skoro o wpływie mowa…

Lekcja #3: Praktykuj samoświadomość i samokontrolę

Wiesz czego najbardziej pragnie większość z nas? KONTROLI

Tacy już jesteśmy. Kategoryzujemy informacje, kminimy zasady działania i staramy się wszystko zrozumieć.

Bo jeśli wiesz, jak coś działa, to jesteś w stanie też przewidzieć skutek zdarzenia. Czyli kontrolujesz.

I dlatego m.in. boimy się AI, polityków i zmian – bo ich NIE kontrolujemy.

I prawda jest taka – jest tylko jedna rzecz, którą możesz kontrolować. Twoje decyzje. Jak pisał Victor Frankl: “Pomiędzy bodźcem a reakcją jest wybór”.

“Pomiędzy bodźcem a reakcją jest WYBÓR”.

“Pomiędzy bodźcem a reakcją JEST wybór”.

Bodźcem może być zewnętrzny czynnik. Bodźcem może być Twoja emocja czy myśl (tak, tak, tego też nie kontrolujemy). Jak na to zareagujemy, co zrobimy z taką informacją (np. irytacją), to już zależy od nas.

I w tym kontekście chciałem poruszyć trzy następujące obszary:

Znasz siebie?

Czy znasz swoje mocne i słabe strony? Czy wzmacniasz te silne? Czy delegujesz bądź minimalizujesz konsekwencje wynikające z tych słabych?
Czy znasz swój styl działania? Czy znasz swój styl myślenia? Jakie są charakterystyczne cechy? Jakimi wartościami się kierujesz?

Znajomość siebie pozwala z wyprzedzeniem podejmować decyzje. Jeśli wiem, że jestem mocnym kolorem żółtym (notacja DISC) i mam rozmawiać z ultra niebieskim, to będę musiał bardzo bardzo się pilnować.

Jeśli jestem osobowością o cesze “Context” (notacja Gallup), to warto łączyć się z ludźmi o cesze “Futurist” albo “Strategist”

Każdy z nas ma inny zestaw mocnych i słabych stron. Gdy poznałem swój unikalny zestaw spojrzałem na siebie przychylniejszym okiem.

Polecam wykonać sobie testy: Gallup, Wealth Dynamics oraz FRIS.

Nigdy więcej „musieć”

Jednym z najprostszych kroków do przejęcia kontroli nad sobą samym w moim przypadku była zmiana słownictwa.

“Muszę iść po dzieci” -> “Chcę iść po dzieci”

“Muszę zrobić to do jutra” -> “Chcę zrobić to do jutra”

“Tata musi iść do pracy” (znasz to?) -> “Tata CHCE iść do pracy”

Dlaczego to takie ważne? Bo wtedy zmienia się mnóstwo rzeczy. Bo zadajesz sobie najważniejsze pytanie: “serio, chcę?”

Przyczynowość akcji zostaje uwewnętrzniona tzn. jej siła sprawcza pochodzi od wewnątrz. I jeśli stwierdzisz “tak, chcę” to bierzesz za to ODPOWIEDZIALNOŚĆ.

“Tata CHCE iść do pracy”

Dlaczego?

“Bo tata chce żyć z Tobą i mamą na takim poziomie życia, jaki ma. Nie chce go obniżać. I dlatego idę do pracy”.

Nigdy więcej „postarać się” i „spróbować”

Jeśli wiesz, że możesz coś zrobić, to nie mówisz „postaram się” np.: „Postaram się pójść do sklepu i spróbuję zrobić zakupy” (no, chyba że mówisz o swojej postaci w post apokaliptycznym świecie pełnym zombie, to wtedy ok).  Mówisz: „Pójdę do sklepu i zrobię zakupy”.

Zawsze bałem się odpowiedzialności. Zawsze miałem się za tego, który nie dowozi. Więc gdy mówiłem „postaram się” lub „spróbuję” (a robiłem to NAPRAWDĘ często), to dawałem sobie przyzwolenie na porażkę. Bo zawsze można było powiedzieć „hej, przecież PRÓBOWAŁEM”.

Gdy zmieniłem słownictwo, to stała się jeszcze jedna ważna rzecz. Gdy miałem powiedzieć np: „ok, zrobię to dla Ciebie i naprawię Twój rower” (a nie jak kiedyś: „spróbuję go dla Ciebie naprawić”), to brałem na siebie PEŁNĄ odpowiedzialność. Czyli jeśli nie udało mi się tego zrobić samodzielnie, to moim obowiązkiem było poszukać pomocy gdzie indziej – np. w warsztacie. Przejmuję odpowiedzialność za temat aż do rozwiązania sprawy, a nie tylko do pierwszej próby. W związku z tym za każdym razem musiałem się dobrze zastanowić – czy ja naprawdę mam czas się tym zająć i czy naprawdę chcę, by to stało się moim problemem?

A propos cudzych problemów…

Lekcja #4: Nie rozwiązuj cudzych problemów

Czasem zdarzy się, że Twoi bliscy, współpracownicy, klienci, partnerzy lub ktoś tego pokroju, w obliczu problemu zgłosi się do Ciebie z prośbą o pomoc lub o przysługę. Pojawia się wówczas pokusa, by pomóc takiej osobie: w końcu to łechce ego, to sprawia, że jesteśmy potrzebni, przydatni, to w końcu buduje relacje i nawet potrzebę wdzięczności. Same plusy. Same?

Nie wiem jak u Ciebie, ale ja zaobserwowałem u siebie mechanizm, który polega na tym, że jak komuś pomogę nazbyt szybko i bezproblemowo, wręcz ochoczo, to ta osoba znowu się do mnie zgłasza, gdy tylko pojawi się podobny problem. Tak jakby w głowie tej osoby stałem się niezawodnym źródłem rozwiązań. A skoro jeszcze tak ochoczo pomagam, to można się zrelaksować – zawsze jestem do dyspozycji.

Odruchową pokusą jest brać rybę, nie wędkę.

Jak często podejmujesz czyjeś zobowiązania kosztem swoich? Ile razy musiałeś siedzieć dłużej w pracy, bo zrobiłeś coś za kogoś?

Oczywiście zrobienie wyjątku nie jest niczym złym od czasu do czasu. Ważne, aby nie stało się to regułą. Ważne też by wiedzieć, że pomagać można na wiele sposobów: można wykonać coś za kogoś, można podpowiedzieć, można wskazać inną osobę, można zadać kilka pytań naprowadzających, można zrezygnować z wykonania zadania i przyjąć konsekwencje, można zrezygnować z wykonania zadania i podziałać aby konsekwencje były nieodczuwalne, można zdelegować itp itd

Opcji jest mnóstwo.

Lekcja #5: Poświęcaj swój czas tam, gdzie masz realny wpływ

Kiedyś byłem zaangażowanym dyskutantem politycznym. Udzielałem się w każdej dyskusji i na każdy temat. Przeżywałem sytuację w kraju, stan naszej gospodarki, propozycje zmian legislacji. I mnóstwo czasu zabierało mi śledzenie tych najświeższych i najprawdziwszych informacji politycznych. Na moim Facebooku często można było znaleźć odezwy do społeczności.

Dzisiaj tego nie robię. Dzisiaj zostawiam politykę politykom – to ich praca. Ja nie jestem politykiem. Moją pracą jest co innego. Przeżywanie sytuacji politycznej jest marnotrawstwem swojej cennej energii, bo co mi po tym, że zirytuję się kolejnymi durnymi działaniami tej czy innej partii? Nic, tylko strata energii. Nie jestem politykiem, nie mam realnego wpływu. Zza monitora nie mogę nawet im powiedzieć w twarz, co o nich myślę. Jestem odcięty od wpływu. Jedyny moment, kiedy mam REALNY wpływ, to wybory. O tak, na wybory chodzę. I staram się przygotować do wyborów by podjąć możliwie świadomą decyzję. A między wyborami? Nie śledzę polityki. Co ważniejsze informacje i tak do mnie dotrą. A zaoszczędzony czas i energię pakuję w działanie. Skupiam się na swojej ścieżce. Ktoś powiedziałby, że to dyscyplina, ale dla mnie…

Lekcja #6: Droga jest ważniejsza od szczytu

Osobiście wielką traumą dla mnie była presja dyscypliny. “Żeby osiągnąć sukces, to musisz ciężko pracować”.

Be so good they can’t ignore you. Rób 10x więcej niż inni (The 10x rule). 7 zasad skutecznego działania. How to win friends and influence people. Eat that frog. The one minute manager. Tools of titans. Do nothing.

To wszystko tytuły książek, których tytuł równie dobrze mógłby być maksymą. I każda z nich mówi m.in. o DYSCYPLINIE. O tym, jak ważne jest dużo, ciężko i wytrwale pracować.

I wszystkie te maksymy budowały we mnie poczucie konieczności pracy i zapieprzania dla samego faktu pracy i zapieprzania – bo tak robią ludzie sukcesu. Bo jesli nie zapieprzam, to znaczy, że coś robię nie tak.

A niewiele z nich mówiło: skup się na drodze, nie na szczycie. To droga ma być przyjemnością. Szczyt to jedynie kierunek, w którym idziesz i zdobycie go jest “przy okazji”.

Mam 2.5-rocznego syna. Jest niezwykle zdyscyplinowany – zawsze jak wstaje, to chce jeść, a potem się bawić. Zawsze wieczorem nie chce kłaść się spać, bo chce się jeszcze bawić. Jego dyscyplina do zabawy jest niewyczerpana – bo on to lubi. Zrozumiałem, że jeśli i ja zacznę robić to, co lubię, to dyscyplina przyjdzie zupełnie naturalnie.

Lubię prowadzić dialog z ludźmi, służyć im, łączyć kropki i robić biznesy. Budować swój network. I dlatego prowadzenie codziennie LinkedIn oraz Instagramu nie stanowi dla mnie problemu. Ja to lubię. Ja i tak to już robiłem, tylko do szuflady. W komputerze mam spisane notatki do każdej z 70+ książek, jakie przeczytałem i jeszcze 100+ luźnych refleksji. Jakbym się uparł, to mógłbym zaplanować posty do końca roku.

Jeśli chcesz zdobywać szczyty – droga będzie męcząca. Jeśli lubisz chodzić po górach zdobycie 5, 10 czy 15 szczytu będzie tylko formalnością. Bo w końcu liczy się chodzenie, prawda?

Lekcja #7: Bądź egoistą

„Egoistą? Ho ho, Michał, społeczeństwo pełne takiego nastawienia daleko by nie zaszło…ludzie to zwierzęta stadne, współpraca buduje zespoły, a zespoły są efektywniejsze niż suma jednostek.”

Ktokolwiek pomyślał tak jak powyżej ma moją pełną aprobatę. Wytłumaczę więc co rozumiem poprzez egoistę.

Ego ma dwie strony: złą i dobrą.

Zła, którą Ryan Holiday nazywa egotyzmem, to wewnętrzna siła będąca fałszywym wyobrażeniem siebie, poczuciem wyższości nad innymi, pogardą wobec innych, pychą, roszczeniową postawą…jednym słowem kula u nogi.

Dobrą stroną ego jest egoizm. Często egoizm ma pejoratywne zabarwienie, ale myślę, że to błąd. W końcu każdy jest egoistą. Nawet altruizm, to wyrafinowana forma egoizmu (nieuświadomionego). Świadomy egoizm, to miłość do siebie. Taki egoizm napędza do działania, daje odbicie przy starcie, daje pewność siebie i dystans wobec zawistnej krytyki innych.
Taki egoizm to nie obojętność czy brak empatii wobec cudzych problemów lub potrzeb.
Egoizm, to stwierdzenie: hej, rozumiem, szczerze współczuję, ale dbam o siebie i swoje potrzeby. Bo jak to mówi angielskie powiedzenie: „You do you”.
Taki egoista wie po prostu, że musi wpierw zadbać o swoje potrzeby aby móc pomagać innym. Bo z pustego i salomon nie naleje.
Bo instrukcja w samolocie mówi: “W przypadku spadku ciśnienia w kabinie, (…) NAJPIERW ZAŁÓŻ MASKĘ SOBIE, a następnie dziecku”.

Przykład z życia: Popieram całym sercem walkę kobiet o ich prawa, ruchy dążące do szacunku i akceptacji osób o innych poglądach, odmienności seksualnej czy religijnej. Ale jednocześnie nie chodzę na marsze, nie ustawiam ramek na profilowym na facebooku, nie ekscytuję się czytając kolejne doniesienia płynące z mediów. Bo te problemy MNIE nie dotyczą. Nie chcę (a nie „nie jestem w stanie” pamiętając o punkcie #2) walczyć o prawa kobiet jeśli w chwili obecnej te problemy mnie bezpośrednio czy pośrednio (przez żonę) nie dotykają. Gdybym chciał walczyć o każdą ideę której kibicuję, to nie robiłbym nic innego tylko chodzić i kibicował. A co, gdy za pięć lat, pewne problemy zaczną i mnie dotyczyć – to wtedy zastanowię się czy wyjść na ulicę.

Lekcja #8: Status quo nie istnieje

Mówi się, że jedyna stała rzecz w naszym życiu, to zmiana. Kiedy mi o tym powiedziano…nie doznałem tego “AHA” momentu. Przyszedł on dopiero wtedy, kiedy zrozumiałem jakie konsekwencje wynikają z tej prawdy.

Konsekwencja 1

Im bardziej i dłużej będziemy bronić statusu quo, tym większe prawdopodobieństwo, że będziemy żyć we frustracji. Dowiedzione naukowo, że niewielki stres pobudza kreatywność, jednak duży stres ogranicza naszą kreatywność. Chyba każdy z nas empirycznie tego doświadczył.

Świadomość tego była ważna, ale jeszcze ważniejsza dla mnie okazała się świadomość, by nastawić się do tej zmiany. I o tym mówi kolejny akapit…

Konsekwencja 2

“Nie oczekuj niczego, spodziewaj się wszystkiego”. Piękna myśl pokazująca, że trzeba nauczyć się działać na bieżąco. Im większe oczekiwania w sobie budujemy, tym większe prawdopodobieństwo, że jeśli coś się zmieni, to będziemy sfrustrowani i nie będziemy w stanie trzeźwo myśleć. Jak uchronić się przed blokowaniem kreatywności w stresujących sytuacjach? Mój sposób to…

Lekcja #9: Nie myśl o problemach, myśl o rozwiązaniu

Wyobraź sobie taką sytuację: masz WAŻNE spotkanie. I właśnie Twój laptop odmawia Ci posłuszeństwa. Do spotkania masz 5 minut. Możesz zestresować się i spocić próbując chaotycznie i bezsensownie uruchomić tą przeklętą maszynę uderzając w różne klawisze. Po chwili pomyślisz może: “muszę zdobyć zapasowy laptop…NIE, nie zdążę! Muszę odwołać spotkanie…NIE, ono jest ważne! Przeklęta maszyna! Gdyby tylko działała! Argh, ona od dawna już dawała mi mnóstwo powodów do pozbycia się jej! I czemu ja w ogóle dałem się namówić Jankowi na kupno jej, przecież myślałem żeby kupić XYZ…gdybym miał XYZ nie byłoby takiej sytuacji”. Widzisz, co tu się dzieje? Skupiasz się na problemie, a nie na rozwiązaniu. I jeszcze wchodzisz w jakieś bezsensowne dywagacje.

A gdybyś tak wziął głęboki oddech i pomyślał: “no, cóż, tak też się w życiu zdarza. Dobra to co mógłbym zrobić, żeby uczestniczyć w spotkaniu, gdybym nigdy nie miał laptopa? Hm, połączyć się z telefonu? A jeśli się nie da? Zadzwonię do kogoś, kto dołączy do spotkania zamiast mnie, a następnie przyłoży telefon do laptopa.”

Do takiego dystansu i samokontroli bardzo pomaga zrozumienie “czemu uszkodzenie laptopa tak bardzo mnie zirytowało”. W moim przypadku często był to mix dwóch czynników:

1. Rozczarowania (z powodu wcześniej ustawionych oczekiwań)

2. Utraty kontroli

Im mniej oczekiwań i więcej przyzwolenia na brak kontroli, tym łatwiej można skupić się na tym, co naprawdę ważne – rozwiązywanie problemów.

Komputery się psują. To normalne. O, własnie mój padł. Ale spokojnie, mam pomysł…

Lekcja #10: Dostrzegaj lekcje i wartości dla siebie. Zawsze.

Kluczem do wysokiej efektywności jest myślenie ukierunkowane na to, czego Cię uczy dana sytuacja i jaką wartość otrzymujesz.

Podam Ci przykład: miałem niedawno stłuczkę. Zawoziłem syna do teściów i byłem okropnie zmęczony. Usnąłem za kółkiem i wjechałem na wysepkę, oddzielającą pasy drogowe przejeżdżając znak drogowy.

W mojej głowie pojawiło się kilka myśli:

1. K*rwa, będą koszty, te dzisiejsze samochody są robione na drogich plastikach, które od razu się łamią…f*ck… a ja jeszcze w ASO serwisuję (P.S. naprawa wyniosła 23 000 PLN). Nie ma płynu do spryskiwacza? Ale przecież rano był…no tak…pewnie metalowy drąg znaku rozorał podwozie i uszkodził zbiornik na płyn.

2. Jechałem z synem. A gdybym nie wjechał na wysepkę tylko na inny samochód? To się mogło gorzej skończyć. Michał, co Ty wyprawiasz?

I tak karmiłem swoją frustrację. Ale szybko skorygowałem swoje myśli na zupełnie inny tor:

1’. W sumie, po to mam AC, żeby z niego korzystać. Warto było je brać. UF! Trochę pewnie skoczy opłata, ale co tam. Przynajmniej nie zapłacę za wszystkie szkody. No i serwis mam w ASO. Zrobią jak należy, na oryginalnych częściach. Ha! I pojeżdżę sobie zastępczym autem. Ciekawe co dostanę! Fajna odmiana chwilę pojeździć czymś innym (P.S. Dostałem kombi w benzynie 1.6, fajna odmiana dla mojego sedana w dieslu 1.7).

2’. mogłem wjechać w inne auto, ale nie wjechałem. Szkoda gdybać. Całe szczęście, że skończyło się, jak się skończyło. Dostałem od losu szansę, której nie zmarnuję. Następnym razem jak poczuję zmęczenie,  zatrzymam się i odpocznę. Szkoda życia na pośpiech.

W czym takie podejście pomaga?

– redukuje stres

– pozwala skupić się na rozwiązaniu, a nie problemie

Podobnie jak zamartwianie się, nie zmienia ono rzeczywistości, ale zmienia nasze postrzeganie. A to kluczowe, by poruszać się do przodu.

Niektórzy nazywają to optymizmem (i wg mnie na tym właśnie polega optymizm, “szklanka do połowy pełna”), ale ja celowo, nie używam tego określenia. Chciałbym, by skupić się na właściwym spektrum optymizmu, a wiele osób słysząc “optymizm” myśli o nieodpowiedzialności, pochopności czy nawet odrealnieniu. A tu nie chodzi o zmienianie barw, a jedynie wybiórczość w dostrzeganie tych barw. Bo jak się chwilę zastanowić, to nie ma złych i dobrych wydarzeń. Wydarzenia są. A resztę dodajemy już my sami przez pryzmat naszej perspektywy.

Lekcja #11: Patrz 5 lat do przodu, ale planuj tylko dzień następny

“Michał, nie planować? Czyś ty na głowę upadł?!”

Pozwól, że wyjaśnię.

Przede wszystkim wielu autorów książek (wskazuję ich na końcu artykułu) twierdzi, że planowanie ogólnie nie ma sensu. Ich zdaniem plany nigdy się nie sprawdzają i w związku z tym lepiej jest nauczyć się dobrze improwizować. Ja aż tak skrajny nie jestem. Nie jestem za bardzo detalicznym planowaniem, ale nie jestem także za zupełnym brakiem planu. Przeciwieństwem szaleństwa jest nadal szaleństwo.

Tytułową myśl, która niezwykle mnie urzekła, poznałem w książce “Reinventing Organizations” Fredericka Laloux. Chodzi w niej o to, by mieć bardzo zgrubny plan (wzrok w przyszłość), taki na 1, 2 albo 5 lat do przodu. Coś co jest naszym drogowskazem i ułatwia podejmowanie decyzji, ale jednocześnie, by nie przywiązywać się do niego. Bo plan, to tylko plan. On najpewniej ulegnie zmianie. To, czego natomiast warto się trzymać to plan na dzień do przodu. Maksymalnie parę dni. Np zaplanuj trzy pierwsze kroki do osiągnięcia celu. Jak zrobisz pierwszy, zaplanuj trzy następne itd. Raz na jakiś czas weryfikuj czy jestes jeszcze na drodze do celu.

Tyle wystarczy, by budować przedsięwzięcia, firmy i personal branding. Przynajmniej na początku ich drogi.

Lekcja #12: Zrozum zanim ocenisz

Jako młody chłopak non-stop wszystko i wszystkich oceniałem. Jeśli ktoś robił inaczej, niż ja bym zrobił, to najczęściej był w moim mniemaniu głupi. Jeśli nie rozumiałem czyjejś motywacji, to bardzo szybko ją sobie dorabiałem i oceniałem tą osobę przez pryzmat tej wymyślonej motywacji.

Czy takie działanie ma sens? Podam 2 przykłady:

Przykład 1: Na spotkaniach Mastermind prowadzonych przez Maćka Filipkowskiego dzielimy się wzajemnie w grupie swoimi problemami. Podstawowa zasada mówi: nie oceniamy się, nie jesteśmy w czyichś butach, więc nie wiemy, dlaczego dana osoba trafia tu, gdzie trafiła. Być może z aktualnej perspektywy coś wygląda niezrozumiale, ale gdyby poznać dokładnie motywację i szereg czynników mających wpływ na daną sytuację, to sami byśmy podjęli podobną decyzję. Na to jednak nie ma czasu, więc po prostu ograniczamy się do zasady: nie oceniaj. I szczerze mówiąc, uważam to za ogromne szczęście, że jako „entrepreneur-wannabe” trafiłem do grupy Mastermind Maćka. Po raz pierwszy w życiu miałem okazję poznać doświadczonych, a jednocześnie otwartych ludzi, którzy są w stanie się otworzyć przed pozostałymi członkami grupy otworzyć. I wszystko w nurcie absolutnego i bezwględnego, nieoceniającego zaufania. Słuchać (tak prawdziwie) siebie i dzielić się (bez oceniania) swoim doświadczeniem. Jestem wdzięczny za tą możliwość.

Przykład 2 (z życia): Rozmawiasz z klientem.

[Klient] – ile zajmie Wam ta poprawka?

[Ja] – około 30 godzin pracy

[Klient] SŁUCHAM?! CHYBA ŻARTUJESZ! Nie no, Michał, Ty chyba jesteś niepoważny! Nie no, ale tak nas skubać, tak nas skubać! Przecież to celowe działanie na niekorzyść całego projektu! A tak bardzo prosiłam, żeby polecono mi kogoś zaufanego! A tu taki zawód… nie sądziłam, że Wy tacy pazerni jesteście.

[Ja] – Wow, ale poczekaj, słucham tutaj bardzo wiele na swój temat, myślę, że to zupełnie bezpodstawne. Czuję, że jesteś rozemocjonowana, czy to na pewno dobry moment na rozmowę? Możemy ją przełożyć, jeśli tak czujesz (tu uwaga: celowo użyłem zwrotu „jeśli tak czujesz”,by odwołać się do emocji, które w tej sytuacji grały pierwsze skrzypce).

[Klient] – Michał, wiesz co, ale co to zmieni? 300 godzin magicznie się nie skurczy…

[Ja] – 300 godzin? Ja powiedziałem 30…

[Klient] – O matko… Michał… najmocniej Cię przepraszam…

Dalsza współpraca przebiegała bez zarzutu. Kiedyś w podobnej sytuacji uniósłbym się honorem i dumą. Odwzajemniłbym policzek. I nie wiadomo dokąd by ta dyskusja nas zaprowadziła. Jeśli ktoś w konflikcie musi być tą opanowaną stroną to mogę to być ja. Ego będzie krzyczeć: “co? znowu ja? dlaczego to ja nie mogę tak nawymyślać komuś?! Czemu znowu muszę to ja być tym mądrzejszym”. I tutaj mam strategię – nie wchodzić w dyskusję ze swoim ego.

Ktoś w konflikcie musi być tym bardziej opanowanym. Mogłem sobie na to pozwolić. Zrobiłem to. Finał? Projekt dowieziony i ukończony z sukcesem. Wymagał jednak w kluczowym momencie pokory: nie oceniać innych i zrozumieć. To podejście przydaje się nie tylko w biznesie, ale i prywatnie. W komunikacji z żoną, znajomymi, sąsiadami i rodziną.

Jak to powiedział Richard Feynman “Nie domniemywaj złej woli, jeśli rzecz daje się zadowalająco wyjaśnić brakiem informacji, wiedzy lub głupotą”

Podziękowanie

Jeśli doczytałeś do tego momentu, to bardzo Ci dziękuję. Mam nadzieję, że znalazłeś tu coś dla siebie. Jeśli tak to znajdziesz mnie tutaj: https://michalguzowski.pl/hello
Na koniec chciałbym ogromnie podziękować Maciejowi za to, że zachęcił mnie i dał mi szansę przekazania Wam czegoś od siebie na jego blogu.



Komentarze (5)

  • Błażej 1 czerwca 2021

    Przeczytałem z zainteresowaniem. Starałem się nie oceniać czytając i … nie było łatwo. Myślę, że myśli bardzo uniwersalne i cieszę się, że autor sam zaznaczył, że dla niego zadziałały i zadziałać nie muszą dla każdego. Nie zmienia to faktu, że dają do myślenia. Np. lekcja 7 😉
    Pozdrawiam
    Doświadczony manager ale początkujący przedsiębiorca

    • Maciej, ze względu na swoje doświadczenie, ilość poznanych ludzi i ich różnorodnych ścieżek życiowych zawsze wychodzi z założenia, że jego metody i sposoby działania nie są idealne dla wszystkich. Super jest jak teksty służą jako inspiracja, źródło innego sposobu postrzegania świata albo wskazówka. Dzięki serdeczne za Twój komentarz. Cieszy nas, że mamy takich widzów, słuchaczy i czytelników jak Ty.

  • Łukasz 9 czerwca 2021

    Bardzo pouczający tekst, chyba w wielu kwestiach jestem podobny do Ciebie, ale jednak krok za, dlatego przyda mi się to spojrzenie na świat. Dzięki!

    • Łukasz, dzięki za tak pozytywny odbiór tego posta. Warto skupić się na swojej drodze i mamy nadzieję, że nasze treści będą tylko, a może i aż, inspiracją do dalszego rozwoju i osiągania celów, które sobie stawiasz.

  • Michał 12 czerwca 2021

    Dzięki za ciekawy tekst, wydaje się, że większość tych rzeczy jest prosta, ale to właśnie w prostocie tkwi największy problem, bo w większości sytuacji działają nasze automatyzmy.
    Ja zabiorę ze sobą 3 lekcje:
    #7 bądź egoistą
    #9 myśl o rozwiązaniu
    #4 nie rozwiązuj problemów za innych.

Dodaj Komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *