6 listopada 2019 Zaprojektuj Swoje Życie
Za dużo na siebie biorę, za bardzo się spieszę, nie panuję nad tym wszystkim… Pewnie słyszeliście to niejednokrotnie. Pewnie też często z własnych ust czy we własnej głowie. Coś z tym zrobiliście? Nic? No jasne, że nic – przecież wiadomo, że pech to domena nieprzygotowanych. Do niedawna zgodziłbym się z tym w stu procentach.
Regularnie z moimi gośćmi w Zaprojektuj Swoje Życie rozmawiamy o tym, jak mądrze planować, zarządzać rozwojem, jak lepiej projektować działania. W skrócie: trochę się wymądrzamy. Rzeczywistość ostatnio postanowiła więc pokazać mi, czym różni się wiedza od wiedzy stosowanej.
Użyła do tego granitu, elektrycznej hulajnogi, kalendarza i mżawki. Pech?
W skrócie: było ciepłe wrześniowe popołudnie, spieszyłem się z rekrutacji członka zarządu u jednego klienta na zaplanowaną telekonferencję z innym klientem do mojego biura, a że były korki – piątkowy protest ekologiczny – postanowiłem podjechać elektryczną hulajnogą. Pewien, że co prawda na styk, ale jednak zdążę, nie przesadzałem z prędkością, ale też skupiałem się bardzo na celu.
Czy wspominałem, że trochę padało? Nie? No więc – tak, pod koniec jazdy trochę padało i było ślisko.
Kiedy zostało mi już tylko 50 metrów do biura, a ja byłem już myślami daleko na telekonferencji, jadąc 7 może 9 km/h zaliczyłem piruet, którego szczerze mówiąc nawet nie pamiętam. W rozmowach z chirurgiem do dziś próbujemy dojść jak mogłem zrobić takie zniszczenia, po prostu upadając na bok. To, jakby powiedział pewien Grek, była to piękna katastrofa. 🙂
Efekt? Hulajnoga leży, deszcz pada, telekonferencja gdzieś w tle trwa, a Maciej jęczy i nie może się podnieść. Trzy kobiety pochylają się nade mną z dużą dozą zatroskania. Byłem oszołomiony, ból zaczął powoli przebijać się przez szok i adrenalinę.
Połamałem się paskudnie: W szpitalu – na żywca – nastawiali mi duży paluch u nogi – nikomu tego nie polecam. Brrr. Po kilku dniach okazało się, że mam mocno zmasakrowany bark. Jestem już po kilkunastu konsultacjach i badaniach. W przyszłym tygodniu czeka mnie operacja. Ponoć tylko do jednego warszawskiego szpitala trafia dziennie około 30 osób po wypadkach na hulajnogach. Najczęściej z połamanymi szczękami.
A wszystko przez to, że niepotrzebnie się spieszyłem, na spotkanie, które jak się okazało i tak było przesunięte o 30 minut… Pech chciał inaczej.
Oczywiście, teoretycznie byłem doskonale przygotowany do tego wypadku: czytałem Czarnego Łabędzia Nassima Taleba, wiem, że takie wydarzenia jak mój wypadek na hulajnodze zdarzają się zawsze nagle. Ale w przeciwieństwie do „czarnych łabędzi”, takie zdarzenie naprawdę nie trudno jest przewidzieć. Pomyliłem prawdopodobieństwo i możliwość. Tak jak pisał Taleb w swoich książkach – coś co ma bardzo niskie prawdopodobieństwo ale potencjalnie fatalne skutki winno być przez nas omijane szerokim łukiem. Dlatego nigdy nie skakałem ze spadochronem – prawdopodobieństwo wypadku jest bardzo małe lecz konsekwencje mogą być nieodwracalne.
W rezultacie wypadku musiałem przeorganizować moje plany zarówno krótkoterminowo jak i bardziej radykalnie w dłuższym horyzoncie:
A to tylko wierzchołek góry lodowej.
W całym tym życiowym chaosie i bólu dostałem bardzo wartościową radę od przyjaciela: “Skup się na tym co zyskujesz mając taki moment w życiu, a nie na tym czego nie możesz zrobić.” I to właśnie robię.
Moje priorytety a przez co i plany na 2020 radykalnie się zmieniły. Wyjazd do Armenii dał mi kontakt z grupą ludzi, którzy bardziej niż ja dbają o zdrowie. A jak powiedział Seth Godin, “Kim się otaczasz określa, o czym marzysz i z czym się zderzasz. A zderzenia i marzenia prowadzą do zmian. A zmiany są tym, czym się stajesz. Zmień efekt, zmieniając swój krąg.” Zdrowie i lepsza kondycja fizyczna wróciły na pozycję #1 w moich priorytetach. Mocno też zrewidowałem co “wypada” mi robić po pięćdziesiątce – hulajnogi elektryczne spadły z tej listy dosłownie z hukiem.
W miniony weekend będąc na koncercie w Krakowie zobaczyłem bardzo wysportowanego 68 latka z ręką na temblaku – tak jak i ja był na tym koncercie. Byliśmy od siebie 20 może 30 metrów. On mnie raczej nie zauważył. To jak Sting potrafił bawić dwudziestotysięczną widownię zadziałało na mnie jak magia. Jeśli chcę być aktywny, szczęśliwy i pomocny, muszę zadbać o swoje ciało. Sam mózg nie wystarczy.
Nie byłbym jednak sobą, gdybym nie spróbował wyciągnąć z tego wniosków dla Zaprojektuj Swoje Życie. A raczej: żebym boleśnie nie przypomniał sobie, że:
More is not better. Better is better.
Więcej nie znaczy lepiej. Nigdy!
Bo przecież wiadomo, że kiedy niesie się za dużo jajek w koszyku, to one po prostu muszą wypaść. Ja dodałbym tylko: jak się ma za dużo w koszyku i jedzie na hulajnodze, to wypadają jeszcze szybciej i na pewno się tłuką. 🙂
Niech to będzie jeden, ale za to MOCNY wniosek z tego wypadku.
Cieszę się jednak odrobinę, że moja własna głupota i los dały mi szansę na przypomnienie sobie po raz kolejny, że kiedy los serwuje Ci cytryny, nie musisz mieć skwaszonej miny – warto natomiast spróbować zrobić lemoniadę. Pech można zostać przekuty w coś dobrego. O tym będzie w następnym odcinku – jak tylko wyliżę się po operacji, obiecuję coś więcej napisać.
Szukacie inspiracji do tego, jak myśleć o wykorzystaniu szans? Sprawdźcie odcinek audycji Zaprojektuj Swoje Życie:
Jako (self-appointented) specjalista od twórczości Taleba nie byłbym sobą, gdybym nie skorygował, jesli nie masz nic przeciwko. Black swany to nie są wydarzenia o niskim prawdopodobieństwie i dużych konsekwencjach. To wydarzenia o niemożliwym do określenia prawdopodobieństwie (ze względu na heurystyki i brak historycznych danych) i dużych konsekwencjach. Do tego muszą należeć do domeny o ekstremalnych rozkładach efektów, a wypadki na hulajnogach do tego imho nie należą, mimo swojej bolesności. Spokojnego powrotu do zdrowia!
Dzięki za poprawienie.
Z perspektywy połamańca, błąd wydaje się nieznaczny, acz ważne aby nie pisać głupot. 😉